19 września w Operze Krakowskiej dzięki fundacji „Szansa dla niewidomych” byłem na spektaklu "Norma".
Muzykę skomponował Vincenzo Bellini, natomiast libretto jest dziełem Felice Romaniego. Światowa premiera odbyła się 26 grudnia 1831 roku w Teatro alla Scala w Mediolanie, natomiast polska premiera miała miejsce w Warszawie w 1843 roku. Na deskach krakowskiej Opery "Norma" zagościła 27 października 2017 roku.

O czym jest "Norma"?
Opera opowiada o miłości i zdradzie, zazdrości i żądzy zemsty. Tytułowa bohaterka - Norma „to arcykapłanka rozdarta między miłością do mężczyzny, rzymskiego okupanta, a służbą wobec własnej społeczności” (cytat zaczerpnięty stąd).
Zanim się zaczęło ...
Zgodnie z prośbą organizatora, do Opery przyszedłem nieco wcześniej, żeby cała grupa weszła razem bez stresu i pośpiechu. Dzięki dogodnej lokalizacji, nie musiałem prosić nikogo o pomoc w dotarciu na miejsce. Jako grupa nie płaciliśmy za bilety. Później każdemu kto potrzebował, pani z obsługi pomogła założyć odbiornik do audiodeskrypcji i wyjaśniła jego obsługę. Następnie trzeba było zdać odzież wierzchnią i udać się na swoje miejsce, co w przypadku osoby z dużą wadą wzroku nie jest takie oczywiste. Dzięki bogu nie rozdeptałem ludzi po drodze, ani nie siadłem nikomu na kolanach. Budynek sprawia wrażenie dużego i przestronnego. Według mnie ciężko się w nim odnaleźć. Nieodzowna jest pomoc asystenta dla osoby z dysfunkcją wzroku, przynajmniej jeśli ktoś jest pierwszy raz, lub tak jak ja, chodzi do opery sporadycznie.
Wrażenia
Szczerze mówiąc, nie jestem szczególnym fanem opery, ponieważ bardziej wolę operetkę, ale w tym przypadku muzyka wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Podobała mi się jej aranżacja i wykonanie, tym bardziej, że była na żywo. Zawsze lubiłem, gdy przed występem muzycy stroili instrumenty (a znudzona publiczność miny), tak było i tym razem. Dużym ułatwieniem była dobrze napisana audiodeskrypcja uwzględniająca tłumaczenie libretta na polski i to co się działo na scenie. Mogłem ją usłyszeć dzięki prostemu w obsłudze prostokątnemu odbiornikowi z jedną słuchawką. Mankamentem technicznym było to, że w słuchawce słyszałem także oklaski publiczności. Czasem opera była głośna, ale to zasługa tego, że siedziałem w pierwszym rzędzie. Na koniec miłą niespodzianką okazał się fakt, iż za dobrą audiodeskrypcją stoją ludzie z Fundacji Siódmy Zmysł.
W przerwie był czas na realizację wszelkich potrzeb łącznie z chęcią podzielenia się pierwszymi wrażeniami i spostrzeżeniami na temat opery oraz audiodeskrypcji.

A po spektaklu...
Po spektaklu była ostatnia szansa na komentarze i pożegnania ze znajomymi. Wszyscy powoli zaczęli „pełzać” w stronę szatni i wyjścia. Gdy podałem numerek, szatniarz już się przymierzał, żeby powiedzieć „nie mamy pańskiego płaszcza”, ale pogroziłem białą laską i dostałem z powrotem swoją część garderoby.
Po operze czułem się zdołowany i przygnębiony, nie jest to spektakl dla każdego.
Spodobał Ci się ten artykuł? Może zechcesz przeczytać o łowieniu dostępneych multimediów?