Zawsze interesowały mnie wszelkie pojazdy mechaniczne. Ze względu na to, że od urodzenia mam prawe oko słabo widzące jedynymi w miarę dostępnymi dla mnie wehikułami są rower i hulajnoga. Jak zaczęła się moja przygoda z rowerem? Podobnie jak u większości osób - w dzieciństwie. Z tą różnicą, że nauka jazdy na rowerze zajęła mi więcej czasu niż moim rówieśnikom.
Początki - czyli moja indywidualna nauka jazdy na rowerze
Pierwszy kontakt z rowerem miałem w wieku czterech lat. To był żółty BMX. Bardzo lubiłem się na nim odpychać, pedałowanie szło mi dobrze jedynie z górki. Gdy opanowałem pedałowanie i sprawnie poruszałem się z kółkami pomocniczymi, nadszedł czas, aby zacząć naukę jazdy na dwóch kołach.
Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz
Nauka przebiegała bezpiecznie, na mało uczęszczanej drodze dojazdowej niedaleko Jeziora Turawskiego około 20 km od Opola.
Odcinek był prosty i dobrze mi znany, nie specjalnie dziurawy, czy wyboisty. Właściwie jedyna przeszkoda była taka, że początkowo po przejechaniu paru metrów lądowałem w krzakach, później już tylko wtedy, gdy mama chciała mi zrobić zdjęcie, jak jadę prosto. W końcu za którymś razem (nie wiem dokładnie za którym − nie umiałem jeszcze liczyć do tysiąca) wyszło ładne zdjęcie z jadącym prosto Maćkiem w kolorowym ubranku na zielonym rowerze. Najpierw jeździłem z wetkniętym pod siodełkiem kijem od bilardu (pełniącym rolę asekuracyjną) i z głową w bok, bo ważniejsze było dla mnie utrzymanie równowagi niż patrzenie w dobrym kierunku, ale obydwie te rzeczy udało mi się zsynchronizować i po krótkim czasie patrzyłem już „normalnie”, przed siebie. W mojej ocenie nauka przebiegła bezboleśnie (dosłownie i w przenośni).
Po latach wspominam ten czas nauki jazdy na rowerze z uśmiechem na ustach. Nie pamiętam też, aby moja rodzina miała przerażone miny. Nikt mnie nie ganił, moje upadki w zarośla były przyjmowane z cierpliwością wyrozumieniem i rozbawieniem (nie mylić z wyśmiewaniem).
Nauka jazdy na rowerze - kolejne etapy
Z przyjemnością utrwalałem zdobytą umiejętność. Wywrotki, małe kraksy, czy kolizje oczywiście się zdarzały, ale przeważnie były niegroźne i dochodziło do nich na raczej bezpiecznym terenie. Po części upadki wynikały ze wspomnianej wcześniej wady wzroku, która uniemożliwia mi dostrzeżenie przeszkód z dalszej odległości, aczkolwiek rozróżnienie jezdni od pobocza nie jest dla mnie problemem (gorzej bywa z utrzymaniem prostego toru jazdy po białej linii oddzielającej ścieżkę rowerową). Na początku ludzie z najbliższego otoczenia patrzyli z przerażeniem na moją jazdę, bojąc się, żeby mi się nic nie stało. Po dłuższym czasie i łzawych protestach dałem sobie ubrać kask na głowę.
Czy warto było?
Będąc dzieckiem, nie zdawałem sobie sprawy, jaką praktyczną umiejętnością jest jazda na rowerze. Teraz jestem wdzięczny mojemu tacie i kuzynce, za to, że nauczyli mnie jeździć na dwóch kółkach. Niezależnie Wiem już, że zależnie od niepełnosprawności, nie każdy ma szczęście opanować poruszanie się na rowerze.
Rower daje mi ogromną satysfakcję z „nabijania” kolejnych kilometrów i docierania do nowych miejsc w jednym kawałku. Oprócz tego zapisują się nowe wspomnienia ze wspólnych wycieczek z rodziną i przyjaciółmi. Tak jak we wszystkim, najważniejsze jest dobre towarzystwo i zgrany zespół.
Jazda na rowerze dała mi to również możliwość patrzenia na świat i poznawania go z innej perspektywy. Teraz jadąc na tandemie, mogę poczuć wolność, luz i wiatr we włosach. Oczywiście czuję też przypływ adrenaliny, nie mówiąc już o czystej frajdzie z jazdy.
Zainteresował Cię ten artykuł? Przeczytaj także o tym, jak osoby niewidome ćwiczą jogę.